Podnosi gniewnie wzrok. Podnoszę ręce do góry, na znak, przegranej.
- Nigdy nie byłem na twoim miejscu… - ponownie się urywam - nie wiem… co mam powiedzieć…
W tej samej chwili, do naszych uszu, dobiega dźwięk syren policyjnych. Stoimy jak zamurowani. Ona pierwsza się odzywa.
- Policja chyba… nigdy nie… śpi - mówi z dziwnym zmartwieniem, jak i lekkim zakłopotaniem. Jej głos co chwilę się łamie. Przełyka wolno ślinę.
Po chwili zamieniamy się w koty, pospiesznie wspinamy się na to samo drzewo, zostawiając mocne zadrapania na korze. Pod nami, widać światło latarki.
- Ktoś tam jest - szepczę, gdy już usiedliśmy na jednej z wysokich i grubych gałęzi.
Mężczyzna, ubrany w policyjny mundur, zaczyna gładzić ręką zadrapania kory. W końcu latarka oświetla nas.
- Wstrętne kocury - wdryga się.
Nicole? :')